Nowe Państwo

WYWIAD

Tyrania radykałów

Już na długo przed zamachami 11 września ostrzegała pani Zachód przed ignorancją wobec islamu. Mówiła pani o tym, że Ameryka i Europa śpią. Czy pani zdaniem świat zachodni się przebudził?

Niestety nie. Żyjemy niemal w wieku tyranii - te ataki radykałów to jest właśnie tyrania. Byliśmy jej świadkami kilka tygodni temu w czasie potężnego zamachu terrorystycznego w Indiach. Ale to nic nowego. Islam tak postępował przez czternaście wieków. Miliony ludzi zginęło i wciąż ginie. Niestety ta niewiedza się utrzymała.

W czym się ona przejawia?

Kiedy terroryści islamscy zaatakowali Bombaj, znów pojawiły się opinie, że mają prawo walczyć o swoje dziedzictwo, o swoje ziemie. Niektórzy znawcy usprawiedliwiali terror, twierdząc, że muzułmanie żerują na poczuciu krzywd z okresu kolonialnego. Wiele mediów amerykańskich przekazywało informacje, że za zamachami stoją "radykalne grupy". Wciąż nie potrafi my nazwać wroga po imieniu.

A jak ma na imię?

Islam. Od razu chcę podkreślić, że nie chcę obrażać pokojowo nastawionych muzułmanów. Wychowałam się w rodzinie muzułmańskiej i wiem, o czym mówię. Przez 30 lat znajdowałam się w centrum arabsko-izraelskiego konfl iktu. Byłam świadkiem wojen w 1956, 1967 i 1973 roku. Straciłam ojca, który wałczył jako bojownik dżihadu przeciwko Izraelowi. Był wysokiej rangi ofi cerem, fedainem egipskim. Nigdy nie głosowałam ani przed przyjazdem do Ameryki nie wiedziałam, czym są demokratyczne wybory. Żyłam pod rządami dyktatorskimi w państwie policyjnym, w którym najwyższym prawem było islamskie prawo szariatu. Zakazuje ono rozdzielenia meczetu od władzy. I właśnie prawo szariatu jest siłą napędową radykalnego islamu. Wielu muzułmanów w Ameryce musi je zachowywać, ostatnio władze brytyjskie zgodziły się, by obowiązywało społeczność islamską w Anglii.

Przecież każda społeczność rządzi się swoimi prawami. Czy nie można dać prawa do życia według własnych przekonań mieszkańcom Bliskiego Wschodu w wolnej Europie czy Ameryce?

Byłoby cudownie, gdyby wszystko opierało się na wolnym wyborze. I jeśli prawo tej społeczności - prawo szariatu - nie stanowiłoby zagrożenia dla innych. Niestety, ono nikogo nie chroni, nie daje praw ani możliwości rozwoju - przeciwnie, stanowi barierę wzrostu i zagrożenie dla wolności. Proszę zwrócić uwagę, że w krajach islamskich łamanie praw człowieka jest prawnie usankcjonowane. Ma rację Norman Podhoretz, który używa określenia "islamofaszym" wobec islamskich terrorystów, radykałów i ich sponsorów. Najbardziej uznany w dwudziestym wieku wśród muzułmańskich duchownych znawca prawa islamskiego szejk Abdul Ala Maududi w swojej książce "Islamskie prawo i konstytucja" tak defi - niuje to prawo: "Ma kształtować każdy aspekt życia i działalności człowieka. W takim państwie nikt nie powinien żadnej części swoich spraw traktować jako osobiste czy prywatne. Z tego punktu widzenia islamskie państwo nosi znamiona państw faszystowskich czy komunistycznych". Przy tym ta defi nicja Maududiego nie jest wcale krytyką islamskiego państwa, które porównuje do faszyzmu i komunizmu.

Takie ujęcie modelu kraju islamskiego przypomina raczej kalifat niż państwo ze sceny świata, który wkroczył w dwudziesty pierwszy wiek.

Na Bliskim Wschodzie czas pod tym względem się zatrzymał. Dzięki zaś otwartości państw zachodnich i liberalnej polityce imigracyjnej dziś powstają enklawy takiej cywilizacji na Zachodzie. Maududi stał się nauczycielem ośrodków muzułmańskich i meczetów zachodnich. W cytowanej książce ujawnia cele islamu, pisze, że "dąży on do zniszczenia wszystkich państw i rządów na ziemi, które wyrażają sprzeciw wobec ideologii i programu islamu". Celem dżihadu jest "wyeliminowanie rządów nieislamskich i zastąpienie ich islamskim systemem państw". I dodaje, że islam dąży do rewolucji wymierzonej nie przeciwko jednemu czy kilku krajom, ale do powszechnej rewolucji. Rewolucje takie, jak pamiętamy, wyniosły na tron współczesnych dyktatorów arabskich w Syrii, Libii, Egipcie czy Autonomii Palestyńskiej. W księdze prawa szariatu napisane jest, że "Kalif ma prawo zdobyć urząd przy użyciu władzy, znaczy siły".

Czy jako była muzułmanka sądzi pani, że muzułmanie są w stanie zaakceptować porządek demokratyczny?

Chce pani powiedzieć, że dżihad jest nie tylko działaniem grup terrorystycznych, ale został też wpisany w porządek prawny państw islamskich?

W swojej książce zwraca pani uwagę na to, że dla Arabów przyznawanie się do błędu nie jest cnotą. Jest to wewnętrzna wada tej kultury, która zadomawia się wśród emigrantów bliskowschodnich i arabskich na Zachodzie.

W jaki sposób można dostrzec tę dwulicowość?

My, którzy odeszliśmy od islamu, uciekli przed gniewem dyktatorów, doskonale wiemy, na czym ona polega. Widać ją wyraźnie, gdy uczony muzułmański, pytany o terroryzm islamski i wzbudzanie nienawiści, zawsze przekonuje, że islam uczy miłości, współczucia i szacunku wobec innych religii, a pomija te wersety Koranu, których rzeczywiście muzułmanie na Zachodzie są uczeni. I taki wykształcony człowiek zaprzeczy w studiu amerykańskiej telewizji, że Koran nawołuje do zabijania, dżihadu i wojny przeciwko niewiernym. A w telewizji arabskiej chwilę potem podżega do nienawiści przemówieniami podobnymi do tych, jakie wygłaszano w nazistowskich Niemczech. Różnica polega na tym, że dziś nakazy są wydawane w imieniu Allaha, a nie, jak wtedy, w imieniu Hitlera. Każdy, kto czyta codziennie arabskie gazety czy broszury wydawane w meczetach, zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje. Czy niektórzy muzułmanie sądzą, że Zachód jest tak bardzo naiwny, iż uwierzy w ich kłamstwa? Najpierw muszą wydawać fatwy przeciwko terrorystom i nauczać pokoju oraz poszanowania drugiego człowieka, żebyśmy mogli im uwierzyć.

Czy eskalację tego radykalizmu można powstrzymać?

Coraz trudniej. Na zachodnich uczelniach wykładają arabscy profesorowie, którzy są równie, jeśli nie bardziej, radykalni niż imamowie w meczecie. Zwykle potrafi ą zamaskować swoją nienawiść i antysemityzm dużo lepiej niż prymitywni mówcy. Słuchałam jednej wykładowczyni, która twierdziła, że chce żyć "w pokoju z Izraelem", ale cytowała w czasie swojego wystąpienia mówców odbierających temu państwu prawo do istnienia. Nikt, kto nie posyła dzieci na uniwersytet, nie ma pojęcia, jak są one indoktrynowane przez radykalnych muzułmanów. Nieraz mam swoje spotkania na uczelniach i wiem, że nawet teraz wielu spośród studentów jest wprowadzanych w błąd. Organizacje, które chcą poprawić wizerunek islamu, zainwestowały olbrzymie pieniądze w akcje PR. Bogaci Arabowie sponsorują na uniwersytetach już nie katedry, ale instytuty studiów islamskich i bliskowschodnich. A amerykańscy rektorzy są szczęśliwi, gdy mogą skorzystać z takich ofert. Z całego kraju pisze do mnie wielu studentów, skarżąc się na indoktrynację. Kiedyś zostałam zaproszona do Berkeley na wykład i udział w demonstracji pokojowej. De facto przeciwko terroryzmowi. A na kampusie w tym samym czasie odbywała się demonstracja młodych ludzi ubranych w zielone opaski, jakie noszą członkowie Hamasu na Bliskim Wschodzie, którzy wykrzykiwali, że chcą zginąć jak męczennicy. Przy innej okazji uczestniczyłam w wykładzie pani profesor z chrześcijańskiego centrum studiów na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie. Już na początku przyznała, że 11 września obawiała się, co komentatorzy będą mówić o muzułmanach. Była bardzo krytycznie nastawiona do amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie i stwierdziła nawet, że Osama bin Laden i Mohamed Atta mieli prawo do tego, by się zdenerwować. Narzekała też na traktowanie Arabów w USA. Krytykowała również amerykańską telewizję dla Arabów, która jest odpowiednikiem Radia Wolna Europa na Bliskim Wschodzie. Nie mogłam uwierzyć, że pani profesor promuje saudyjski program obrony radykalnego islamu na Zachodzie. I nic dziwnego, że dyplomaci z tego kraju bili jej brawo najgłośniej.

Czy dostrzega pani realia bliskowschodnie w programach informacyjnych środków masowego przekazu?

Jeszcze w Egipcie mogłam odbierać tylko CNN. Pamiętam swoją złość, gdy obserwowałam, że dziennikarze regularnie unikają prostowania niedorzeczności i kłamstw wypowiadanych w naszych mediach. CNN miało wspaniałą możliwość powiedzenia prawdy o życiu na Zachodzie, o demokracji i wartościach kultury zachodniej. Ku mojemu zdziwieniu CNN wzmagało w Arabach tylko nienawiść, regularnie krytykując tak jak tamte media prezydenta Busha i Amerykę. Media zachodnie tworzą więc w przeważającej większości ochronę dla radykalizmu. Jednak wielu muzułmanów właśnie w ostatnich latach próbuje zadawać sobie pytania o sens oraz prawdziwość islamu i toczyć debatę w internecie oraz telewizji satelitarnej. Kilkadziesiąt milionów muzułmanów na całym świecie kilka razy w tygodniu ogląda wspaniałe programy niestrudzonego koptyjskiego księdza, ojca Zakarii Boutrosa, który próbuje zmusić widzów do myślenia. Porusza tematy traktowane w islamie jako tabu, czyli np. pochodzenie Koranu, prywatne życie Mahometa, to, czy założyciel religii był rzeczywiście prorokiem. Zawsze przyznaje: "mój program ma atakować islam, a nie muzułmanów; ich ma ratować, ponieważ są zwodzeni; i tak jak bardzo kocham muzułmanów, tak mocno nienawidzę islamu". Te mocne słowa doprowadziły wielu do chrześcijaństwa. Jednak Zachód nie dostrzega tej debaty w świecie islamskim i nie udziela wsparcia tym, którzy próbują pomóc coś zmienić.

A jak odebrała pani to, że świat muzułmański nie potępił ostatniego zamachu w Indiach?

I takiego potępienia nie będzie, ponieważ muzułmanom zabrania tego ich własne prawo. Wydaje mi się też coraz bardziej, że ta przerażająca cisza oznacza akceptację. Jeszcze w dzieciństwie głęboko w naszych sercach zostało zasiane przekonanie, że dżihad jest dobrym działaniem. Gdy więc ma miejsce atak terrorystyczny, nie odczuwamy automatycznie współczucia dla ofiar i ich rodzin, lecz od razu je obwiniamy. Na przykład sugerujemy, że może jednak Indie prześladują muzułmanów albo ich dyskryminują. Taki jest nasz sposób myślenia, który próbujemy odrzucić. Niestety, ani media, ani elity i ich polityczna poprawność, która polega na przyjęciu islamskiego sposobu myślenia, w tych kwestiach nam nie pomagają.


Nonie Darwish

Nonie Darwish - dziennikarka, publicystka, prawnik. Prezydent organizacji Arabowie na rzecz Izraela. Opublikowała "Now They Call Me Infidel" (Nazywają mnie niewierna). Publikuje w "Commentary" i "National Review". Prowadzi wykłady na amerykańskich uniwersytetach. Organizowała szkolenia dla amerykańskiej administracji. W styczniu ukaże się jej książka na temat wpływu prawa szariatu na współczesną kulturę zachodnią.


Dlaczego tak dużo mówię o prawie szariatu? Dziś całe rzesze muzułmanów są radykalizowane tym nauczaniem. Odbywa się ono w języku arabskim, którego znajomość na Zachodzie należy do rzadkości. Radykałowie to wykorzystują.

Znawca prawa islamskiego szejk Abdul Ala Maududi w swojej książce "Islamskie prawo i konstytucja" tak defi niuje to prawo: "Ma kształtować każdy aspekt życia i działalności człowieka. W takim państwie nikt nie powinien żadnej części swoich spraw traktować jako osobiste czy prywatne. Z tego punktu widzenia islamskie państwo nosi znamiona państw faszystowskich czy komunistycznych".

Jeszcze w dzieciństwie głęboko w naszych sercach zostało zasiane przekonanie, że dżihad jest dobrym działaniem. Gdy więc ma miejsce atak terrorystyczny, nie odczuwamy automatycznie współczucia dla ofi ar i ich rodzin, lecz od razu je obwiniamy. Na przykład sugerujemy, że może jednak Indie prześladują muzułmanów albo ich dyskryminują.

Copyright © by Nowe Państwo Created by agencja reklamowa e-mouse interactive